Ciemno, nocna cisza na
osiedlu powoli oblepia wszystkie budynki. W pokoju sztuczne światła samochodów
z ulicy tańczą na ścianach tworząc niepowtarzalne, tajemnicze cienie.
Ki położyła się na łóżku
i przykryła kołdrą. Kołdra była chłodna i przyjemnie ciężka. Obok skulony i
opatulony w swoją kołdrę cicho pochrapywał Pan Mąż.
Ki leżała na plecach
wyciągnięta jak struna z rękoma zarzuconymi daleko nad głową i wyciągniętymi
nogami skrzyżowanymi w kostkach. Czuła jak odpływa z niej zmęczenie jak jej
ciało rozpręża się po intensywnym dniu. Jakby płynęła łódką lekko kołysaną
przez miękkie fale.
Czuła jak każdy kręg
kręgosłupa ziewa i sennie się przeciąga rozprostowując i rozprężając napięcie
pomiędzy sobą a sąsiadem. Mięśnie podają sobie na noc ostatnie pozdrowienie i
zapadają w sen. Ki spojrzała w swoje ulubione wielkie okno. Ten moment kiedy
wszyscy już śpią. Dom wypełniają spokojne oddechy a za oknem widać ciemne niebo, sylwetki
drzew, chmury, gwiazdy, wiatr, co noc inaczej, niespodziewanie. Zobaczyła jak za
wielkim oknem ciężkim, posuwistym krokiem przeszedł olbrzym Zin – wracał do
swojego domu i wydał się Ki taki smutny. Może też był zmęczony. W zasadzie nie
widziała jego twarzy bo okno jest na wysokości mniej więcej kolan. Tylko jego
zwisające ręce, takie bezwładne wydały się jej smutne.
Kołdra przestała być
ciężka. Sen powoli pozbawiał czucia. Dwa dorodne kraby kamczackie przebiegły przez pokój hałasując przy tym okropnie swoimi
twardymi odnóżami. Pora kiedy gaśnie w domu światło jest idealna do dzikich
gonitw i zabaw.
Ki przeciągnęła się
ostatni raz i przekręciła na bok. Pogłaskała Pana Męża po głowie, zamknęła oczy
w cichym oczekiwaniu na sen. Nogi i ręce zawsze zasypiają pierwsze. Przyjemnie
znikają jakby wymazał je ktoś gumką do ścierania. Głowa, głowa chyba nigdy nie
zasypia. Ciągle produkuje, nawet kiedy oczy i usta śpią głęboko, ona produkuje.
Cisza. Kraby zmęczone padły na swoich miejscach i śpią. Czas płynie po cichu i
po ciemku, też nie sypia. Nieubłaganie nadciąga moment w którym Głowa ma dosyć
kontroli, chce swobodnie produkować co tam się jej uroi. Spokojny oddech
równomiernie unosi klatkę piersiową Ki. Jeszcze ostatnie przebłyski
świadomości, praca, dzieci, zakupy, wyprawa, las, szumi las, zielony szumi las.
Głowa Ki zabiera ją na wyprawę. Daleką wyprawę do zielonego szumiącego lasu w
środku zimy. Stojąc na leśnej ścieżce słucha śpiewu ptaków. Sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz