Mieczysław
przysiadł na miejscu. Uważnie owinął ogon wokół łap. Wpatrzył się w dziurę lub
raczej w nicość - z wysiłkiem. Bardzo chciał coś dostrzec. Nic. Nicość, pustaka
ma to do siebie, że jest tam nic. Taki charakter. Mieczysław całym sobą pragnął
być gdzieś daleko. Gdzieś gdzie nie musiałby wiedzieć, że kawałek jego
tajemnicy zniknął. To przerażające. Co mogło się stać i jakie to ma znaczenie. Nie
jest żadną tajemnicą, że koty są bardzo odważne ale nie okazują tego zbyt
ostentacyjnie. Mieczysław myślał. Jego wąsy drżały wykonując dziwny taniec
myśli. Jego myśli również wykonywały dziwny taniec. Nie mógł się zdecydować co
dalej. Koniuszek ogona poruszał się wijąc przy łapach zupełnie jakby żył
własnym życiem.
Mietek jak posąg trwał bez ruchu. Oczy błyszczały, wąsy drżały a
ogon żył własnym życiem. Wyglądał bardzo dostojnie, wręcz groźnie. Zupełnie bez ostrzeżenia przewrócił się na
bok i rozprostował łapy rozkosznie przeciągając się tak jak tylko koty
potrafią. Wyprężone łapy zaprezentowały swoje niemałe pazury. Ziewnął szeroko
błyskając ostrymi zębami. Już wiedział co dalej. Nic. W końcu to pustka. Leżał
zastanawiając się jeszcze chwile i bijąc ogonem na boki. Wpatrywał się jeszcze
w ową hipnotyczną nicość. Gdyby nicość wpatrywała się w Mieczysława również
czułaby hipnotyczną moc spojrzenia Mieczysława. Złote, wielkie oczy. Oczy,
które przyciągają. Patrzą na wylot. Widzą. Ale to tylko takie wrażenie. Hipnotyczne.
Mietek już na nic nie patrzył, niczego nie szukał. Teraz zastanawiał się nad
odwrotem. Generalnie nie specjalnie zależy mu na opinii ale jeśli jednak ktoś
miałby ów odwrót obserwować to przecież nie może pozwolić żeby odwrót był nieatrakcyjny.
I co najważniejsze jeśli ktoś jednak ów odwrót obserwuje to jakie są owego
obserwatora intencje. Co zamierza i jak szybko Mieczysław ma biec do wyjścia.
Jeszcze tak poleżę – pomyślał – zbiorę siły i zachowam wszelki pozór. Poocierał
się głową o chłodną podłogę. Lubił to. Lubił się ocierać głową o różne miejsca.
Zbierać zapachy i atmosferę różnych miejsc. Chyba czas do domu. Zerwał się na
nogi tak szybko, że aż powietrze zawirowało. Pomknął w stronę tajemniczego
wyjścia z taką prędkością, że jego obraz rozmazał się zupełnie jakby wszedł w
nadprzestrzeń. Pędził szaleńczo. W niczym nie przypominał w tej chwili domowego
zwierzaka, rozleniwionego i znudzonego. Mimo zrywu i energii jaką włożył w taki
start nie stracił ani krztyny czujności. Słyszał za sobą wyraźnie przedziwne
syczenie. Jakby ktoś chciał szybko spuścić powietrze z dmuchanego koła.
Wielkiego koła. Czuł jakiś ruch tuż za sobą. Nie zwracał już uwagi jaki kolor
mają ściany ani czy korytarz wznosi się, opada czy skręca. A korytarz jarzył
się przedziwnym światłem. Podobnym do iskier, które latem wypadają z ogniska i
przygasają na trawie jarząc się jeszcze chwilę jakby umierały. Skąd miałby
wiedzieć jak wyglądają i jak umierają iskry. Dopadł drzwi. Nawet nie wiedział
jak udało mu się przez nie przedostać. Zawsze robił to tak uważnie i ostrożnie.
Pedantycznie. Teraz na końcu tej drogi,
kiedy czuł ruch tuż, tuż za sobą i czuł jak wszystko drży opanował go STRACH.
Wielki. Mimo pędu jego sierść była zjeżona od czubka wąsów po sam koniuszek
ogona. Podobnie wyglądałby gdyby kopnął go prąd. Wypadł na zewnątrz. Przebiegł
kilka metrów i stanął tak nagle jak ruszył. Obejrzał się. Tuż za nim ktoś
spuścił powietrze z wejścia. Wejście, które tym razem zdecydowanie było wyjściem,
zapadło się w sobie. Zwiędło na jego oczach. Gdyby był człowiekiem na pewno z
wrażenia otworzyłby szeroko usta. Mieczysław nie był, nie jest i nie będzie
człowiekiem. Po kociemu więc przysiadł i zaczął nerwowo lizać przednią łapę
zupełnie jakby nic się nie stało. Kątem oka obserwował jednak co się dzieje.
Wejście, wyjście opadło na trawę jak kawałek materiału. Mieczysław
znieruchomiał, źrenice jego oczu rozszerzyły się niebezpiecznie jakby chciały
wyjść gdzieś po za – zostawiłem kapelusz i laskę - zwiesił smutno głowę.
Podniósł się i ruszył w kierunku balkonu z którego wyskoczył.
Ciekawe czy ktoś
zauważył jego nieobecność. Za jego plecami szybko zwinięto wejście i spakowano
razem z resztą dmuchanego pawilonu na ciężarówkę. Ludzie uwijali się przy tym i
robili okropny hałas. Mietek nie zajmował się już tą sprawą. Denerwował go Hałas.
Czemu ludzie zawsze tak się zachowują. Arogancko. Zwinnie wskoczył do rynny i
wdrapał się nią na Swój balkon. Drzwi do środka były otwarte. Gość siedział w
tym samym miejscu. Uśmiechnięty. Z czego on się tak cieszy, zostawiłem swój
kapelusz – kot po raz kolejny rzucił na gościa złowrogie spojrzenie.
-
O Sławek, gdzie byłeś ?- gość wyciągnął rękę w jego kierunku. Mieczysław zasyczał patrząc na rękę gościa. Gość zaśmiał
się w głos. Z kuchni dobiegł kojący dźwięk – pokazałbym ci co grozi za
spoufalanie się – mruknął pod nosem i sprężystym krokiem z zadartym ogonem potruchtał
do kuchni. W pomieszczeniu roznosiła się kojąca woń, woń posiłku i Jej -
kobiety. Mietek wyraźnie ożywiony usiłował zajrzeć do miski ale ta była ciągle
w Jej rękach.
-
Proszę bardzo, smacznego Mieciu - ciepły głos. Zanurzył zęby w mięsie i poczuł
jak wszystkie smutki odpływają. Błogość. Ręka gładząca po grzbiecie. Przeszłość
rozmyła się, zniknęła jak bańka mydlana. Kapelusz, laska, Tajemne miejsce
straciły kolory, zapachy i znaczenie. Mieczysław mruczał.
Tak, kiedy się już posilę w nagrodę pozwolę
Jej na trochę poufałości, poleżę na Jej kolanach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz